Ip Man

1. Dane podstawowe.Yip Man

Tytuł: Ip Man (yip man, 葉問, ye wen, 叶问)

Kraj: Hongkong

Rok produkcji: 2008

Czas trwania: 105 min

Obsada: Donnie YenLynn HungSiu Wong FanKa Tung LamHiroyuki Ikeuchi

Gatunek: sztuki walki, biograficzny.

2. Fabuła.

Film luźno nawiązuje do biografii mistrza sztuk walki – Ip Man’a, którego uczniem był m.in. Bruce Lee.

Lata 30. XX w., chińskie miasto Foshan słynie z najlepszych szkół kung-fu w kraju. Wśród wielu mistrzów poszczególnych szkół najbardziej popularny staje się Ip Man, który jest niepokonany, ale mimo to nie chce przyjmować na szkolenie uczniów. Sielskie życie miasteczka przerywa okupacja Cesarstwa Japonii.

3. Muzyka.

Bardzo dobrze komponuje się z obrazem. Chociaż, jak dla mnie, soundtrack jest zbyt mało zróżnicowany oraz subtelny.

4. Gra aktorska/Bohaterowie.

Jak to już bywa w filmach z naciskiem na sztuki walki – fabuła skupia się na głównym bohaterze. W przypadku Ip Man jest to tytułowy mistrz kung-fu, w którego postać wcielił się Donnie Yen (Hero). Przyznam się bez bicia, iż dopiero w Ip Man przekonał mnie do siebie i udowodnił, że oprócz umiejętności czysto zręcznościowych, jest także przyzwoitym aktorem. Jako wzór wszelkich cnót moralnych, a przy tym niepokonany mistrz kung-fu, wypadł bardzo wiarygodnie i w każdej minucie filmu czułam, iż widzę na ekranie Ip Man’a z krwi i kości. Co do pozostałych postaci, to mam dylemat. A związany jest on z faktem, iż Ip Man to teatr jednego aktora. Mimo to występują bohaterowie drugoplanowi, którzy, oprócz tłumacza (w tej roli Ka Tung Lam), nie mieli do zaoferowani rozbudowanych charakterów odgrywanych przez siebie postaci. Wspomniany tłumacz to najciekawsza postać w całym filmie. Tak czy inaczej, wszyscy drugoplanowi aktorzy wypadli bardzo dobrze. Podobał mi się zwłaszcza Hiroyuki Ikeuchi jako ,,wielki i zły” japoński generał, gdyż idealnie pasował do tej postaci. Jedyną bohaterką, która odegrała większe znaczenie, była żona Ip Man’a – w tej roli urodziwa Lynn Hung. Niestety, według mnie, była zbyt marionetkowa, tułała się po ekranie jak zjawa i spełniała swoją rolę bycia u boku męża (kiedy doczekam się w chińskim filmie kobiecej roli z prawdziwym charakterem?).

5. Wykonanie techniczne.

Nie chcę się powtarzać (bo pewnie przy innych produkcjach chińskich o tym wspominałam), ale i tak muszę – co jak co, ale Chińczycy potrafią robić filmy osadzone w różnych epokach historycznych. Detale scenografii, stroje, przedmioty codziennego użytku – realia epoki odzwierciedlono perfekcyjnie. Ip Man to film o kung-fu, w związku z tym jest mnóstwo pojedynków (i tych jeden na jeden, i tych jeden na co najmniej kilkunastu). Same układy walk są widowiskowe i na pewno jedne z lepszych (jak nie najlepsze) jakie widziałam w kinie. Jedyne co mi przeszkadzało to wyolbrzymione i nienaturalne odgłosy ciosów oraz bardzo słabe sekwencje z bronią.

6. Ogólna ocena.

Przy promocji filmu bardzo pomógł fakt, iż tytułowy Ip Man był mistrzem znanego całemu światu Bruce Lee. Jednak, jeżeli ktoś łudzi się, że gdzieś, wspominany uczeń, przewinie się w filmie, to od razu mówię, że spotka go zawód. Mnie osobiście najbardziej rozczarował brak trzymania się faktów z życia Ip Man’a. Rozumiem, że na potrzeby filmu można to i owo ubarwić, pozmieniać, tak aby lepiej pasowało do ogólnej koncepcji filmu…Jednak w przypadku Ip Man’a przesadzono i to bardzo. Przede wszystkim wspomniana postać, w czasie okupacji japońskiej, nie pracowała w kopalni węgla, tylko była policjantem. A wyjechać z miasta musiał, ale dlatego, że chińskim władzom nie podobało się, że jest aż tak bogaty… Oczywiście nie było także żadnego pojedynku Ip Man’a z japońskim generałem. Dlatego też przypinanie łatki filmu biograficznego tej produkcji jest nieporozumieniem. Jeżeli spojrzeć na film jak na film akcji opartym na sztukach walk, to okaże się bardzo dobrym tytułem. Fabuła jest ciekawa, a walki dynamiczne i bardzo widowiskowe. Początek filmu jest utrzymany w pogodnym tonie, który ubarwiany jest poprzez scenki humorystyczne, także w scenach walk. Tę idyllę narusza przybycie grupki rzezimieszków, a później zupełnie niszczy okupacja japońska. Ip Man z bohatera staje się zerem. Aby przeżyć i wyżywić rodzinę musi ciężko pracować w kopalni i doświadczać okrucieństwa Japończyków na własnej skórze. Zbiegiem okoliczności okazuje się, że japoński generał Miura, jest miłośnikiem sztuk walk i organizuje popisowe turnieje. Ip Man, chcąc nie chcąc, staje na czele swojego narodu i z pompatycznym hasłem na ustach (,,Jestem Chińczykiem” – odpowiedź jakiej udzielił zapytany o imię) rusza ku wyzwoleniu pobratymców spod reżimu najeźdźców. Sceny uczenia mieszkańców miasta kung-fu przemilczę i zrzucę to na karb bujnej wyobraźni reżysera. Pomimo tych kilku niedociągnięć, to jest to film godny polecenia zwłaszcza fanom kina kopanego. Oprócz czystej rozrywki w postaci dobrej jakości mordobicia, to film oferuje także kilka bardziej emocjonalnych, dramatycznych scen, ale przede wszystkim piękne wnętrza i odwzorowanie realiów epoki. Polecam.

Ocena: 7/10

Napisy PL

Trailer